środa, 30 stycznia 2013

„Śmierć za 300 tysięcy” Sylwester Latkowski, Piotr Pytlakowski


Porwanie Krzysztofa Olwenika, to sprawa, która wstrząsnęła całą Polską. Początek tej dramatycznej historii sięga dwanaście lat wstecz, a nadal jeszcze nie została ona wyjaśniona. To właśnie tą ogromna tragedię, mętne interesy, gangsterskie porachunki, medialne doniesienia i polityczne powiązania starają się rozwikłać Sylwester Latkowski i Piotr Pytlakowski w książce „ Śmierć za 300 tysięcy”.
 

 
 

Próbując odpowiedzieć jak doszło do porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika, syna płockiego przedsiębiorcy, autorzy docierają do zdumiewających wniosków i materiałów, w tym stenogramów rozmów pomiędzy porywaczami, Krzysztofem, jego rodzina i przyjaciółmi. Zadziwiające jest, iż długo historia ta nie nabrała rozgłosu, zwłaszcza, że zamieszani w nią byli zarówno policjanci jak i politycy. Starają się oni odpowiedzieć kto, w jakim celu i przeciwko komu manipuluje ta sprawą. Czy mordercy odsiadujący wyrok, a później popełniający kolejno samobójstwa są jedynymi sprawcami tego dramatu?

Cała historia ciągnie się od 2001 roku, książka była wydana w 2009 roku, osiem lat po porwaniu,  pomimo wyroków skazujących dla porywaczy i morderców Krzysztofa, nadal nie została zakończona. Widomo, że książka i śledztwo prowadzone przez dziennikarzy również nie przyniosło rozwiązania tej kwestii, pomaga ono jednak uporządkować kolejne wydarzenia i ukazuje nam fakty nie znane dotąd z mediów.
Jeśli ktoś z Was ma mocne nerwy i interesował się tą sprawa,  bardzo polecam tą książkę.

 

 

Mad_moiselle.

wtorek, 29 stycznia 2013

Zupa Cebulowa


Zupa cebulowa jest obok pomidorowej moją ulubioną. Myślę, że wiele osób nie próbowało jej w obawie, że sama cebula w zupie nie może być smaczna, tymczasem jest ona w stanie zaspokoić kulinarne oczekiwania najbardziej wymagających!

magmag


Do przygotowania tej zupy będziemy potrzebować:

500 g cebuli
2-3 łyżki oliwy
200 ml białego wina
ok.750-800 ml bulionu
sól i świeżo mielony pieprz
kilka kromek chleba bagietki i starty ser

Kiedy wszystko to już mamy możemy zaczynać:

Cebulę obrać i pokroić w cienkie krążki. Tłuszcz rozgrzać na patelni, dodać pokrojoną cebulę i smażyć ją na średnim ogniu  przez ok. 25-30 minut, aż stanie się lekko brązowa i wtedy dodoać wino. Po chwili zmniejszyć ogień i gotować tak długo, aż wino zredukuje się mniej więcej o połowę. Wtedy dodać bulion i gotować zupę na wolnym ogniu przez minimum 30-40 minut. Doprawić pieprzem i solą.
Kromki bagietki  wrzucić do tostera na moment, aż zbrązowieją. Zupę wlać do miseczek, nałożyć grzanki, posypać je serem i zapiec kilka minut w piekarniku , aż ser się rozpuści i lekko zrumieni.

 Podawać należy na ciepło, wtedy jest najsmaczniejsza!



Mad_moiselle.
 

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Styl skandynawski.


Jest coś porażającego w prostocie stylu skandynawskiego. Kiedy oglądam zdjęcia ukazujące ten właśnie nurt, od razu dociera do mnie, co chcieli przekazać jego twórcy, bowiem styl skandynawski to połączenie naturalnego piękna przyrody, funkcjonalności i minimalizmu, co w rezultacie daje poczucie, że wnętrza są wygodne, przytulne i można się w nich czuć swobodnie. Tak więc podążając za największymi twórcami tego nurtu, takimi jak Bruno Mothsson, Josef Frank , Arne Jacobsen czy Alvar Aalto możemy szukać inspiracji do tworzenia ponadczasowych, epatujących prostotą wnętrz w których dominuje jasne drewno,  skóry zwierzęce i naturalne  materiały.

 Tym bardziej w dni takie jak ten, kiedy za moim oknem deszcz i zawierucha chętnie przenoszę się myślami do jasnych, ciepłych wnętrz…

 
 
 
 
 

 
 

 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Wspaniały jest fakt, że można urządzić tak wszystkie rodzaje wnętrz, biel wyglada rewelacyjnie zarówno w sypialni, salonie jak i w łazience, a prostota i minimalizm swietnie sprawdzają się na  małych przestrzeniach.
 
Mad_moiselle.

Franka pozdrawia Mirusia!

 
Wbrew generalnemu założeniu, muszę sobie dziś pozwolić na dość dużą dawkę prywaty. Jeden z moich czytelników rozczarowany brakiem powiązania, między tytułem bloga, a tematami postów wyraził ogromną dezaprobatę, co do umieszczanych treści, tak więc, ku jego radości dziś o pralce!

 
 
Frania była najpopularniejszą elektryczną pralką wirnikową w Polsce! Zanim jej miejsce w latach 80 tych zajęły bębnowe pralki automatyczne większość polaków zmuszona była do podgrzewania wody i napełniania pralek zanim rozpoczęło się pranie. Samo urządzenie składało się z dwóch cylindrycznych komór z emaliowanej blachy. W pralce jedynym poruszającym się elementem był wirnik.  I jeszcze jedna ciekawostka pierwsze pralki Franki były produkowane w Kieleckich Zakładach Wyrobów Metalowych.

Całuski, cukiereczki, ciasteczka!
 Franka Pozdrawia Mirusia!
 
 
 
Mad_moiselle.

sobota, 26 stycznia 2013

Lektor


Chciałam dziś napisać o „Pięćdziesiąt twarzy Greya”, ale byłby to bardzo krytyczny post, a ja właściwie chciałabym bardziej zachęcać niż zniechęcać. Powiem tylko, że doczytałam do końca, wspomnianą książkę, bo mam słabość do porzucania książek, które mnie nie zainteresowały, ale staram się z tym walczyć! Na pewno jednak nie sięgnę po kolejną część. Dziś za to chce Was zachęcić do przeczytania książki Bernhard Schlinka „Lektor”
 
 

Od zawsze fascynował mnie czas II wojny światowej, więc wszystkie książki, które dotyczą tego tematu chłonę jak gąbka, tak było i  tym razem. Jednak to, co różniło tą książkę od innych, to fakt, że pokazuje ona  historie, z punktu widzenia  osoby podporządkowanej nazistowskiemu systemowi…
Akcja rozgrywa się w powojennych Niemczech, gdzie piętnastoletni Michael zakochuje się w przypadkowo poznanej starszej od siebie kobiecie, Hannie. Znajomość szybko przeradza się w romans. Podczas częstych spotkań, prócz miłosnych uniesień, ma również miejsce rytuał głośnego czytania książek, on jest lektorem, ona słucha w ukojeniu. Wszystko to jednak nie trwa długo, bowiem Hanna niespodziewanie znika.  Mija kilka lat, podczas których Michael zaczyna studnia prawnicze, w czasie praktyk w sądzie ponownie spotyka Hannę, w roli oskarżonej o nazistowskie zbrodnie. W trakcie procesu poznaje jej  przeszłość i uświadamia sobie, że jest coś czego Hanna wstydzi się bardziej niż zbrodni z przeszłości…
Wspaniała, wzruszająca opowieść o miłości i zrozumieniu, ukazująca czasy wojny od drugiej strony, z punktu widzenia nazistowskiej strażniczki w obozie koncentracyjnym. I co najbardziej zaskakuje, postać ta zamiast wzbudzać obrzydzenie i nienawiść, sprawia, że w czytelniku rodzi się współczucie i sympatia dla bohaterki...

Żeby jednak zrozumieć zawiłości tej historii, trzeba przeczytać książkę, tak więc miłej lektury!

 

 

 Mad_moiselle.



czwartek, 24 stycznia 2013

Eko Trendy!


Bycie Eko jest trendem, nie można tego nie zauważyć, nawet jeśli tylko z tego powodu temat jest mniej lekceważony warto to docenić. A może właśnie,  dzięki temu ktoś zrobi krok dalej, uświadamiając sobie jak wiele można zdziałać. Wiadomą sprawą jest, że świata w pojedynkę nie zbawimy, ale nawet najmniejsze zaangażowanie w tym temacie ma wartość ogromną. Dlatego dobrze zmieniać swoje nawyki na Eko nawyki! Druga sprawą jest, że często można połączyć ekologiczne względy z ekonomicznymi czy właśnie byciem  na topie!
Chyba każda z nas ma w swoich gadżetach bawełniana torbę. Można dostać je w milionach różnych odsłon, zarówno z bardzo zabawnymi tekstami, pięknymi zdobieniami jak również te najprostsze, w kolorze brudnego beżu. Używając ich chronimy środowisko przed rozkładającymi się setki lat plastikowymi torbami, oszczędzamy kasę na tym właśnie plastiku i jesteśmy trendy!
 
letterbag.
 
Używanie miejskiej komunikacji również jest świetnym Eko pomysłem, niekoniecznie modnym :P ale  wiążącym się z oszczędnością środowiska, kasy a coraz częściej nawet czasu, zwłaszcza kiedy autobusy maja wyznaczone własne linie  na drodze, a jeśli nawet nie, to podróżując komunikacją miejska mamy czas na dobrą książkę!
A teraz coś do czego nie mogłam się długo przyzwyczaić: zakręcajmy wodę podczas mycia zębów, bo czy szum strumienia uciekającego do zlewu jest aż tak miły?
Są miliony sposobów jak niewielkim nakładem pracy doprowadzić do ogromnych zmian! Zawsze wymaga to od nas pewnego wysiłku, ale kiedy spojrzymy na to, w kontekście nieodwracalnych zmian klimatu, myślę że warto! Dlatego wyłączajmy  światła, komputery, zmieniajmy żarówki, sadźmy drzewa, kupujmy tylko to czego potrzebujemy, używajmy rowerów, doceniajmy  to, co jeszcze pozostało no i bądźmy EKOtrendy !


Mad_moisselle.

poniedziałek, 21 stycznia 2013

BlueMonday.


Wiecie, że dziś przypada najbardziej przygnębiający dzień w roku? Jeden z brytyjskich psychologów, używając wzoru matematycznego obliczył, że poniedziałek ostatniego pełnego tygodnia stycznia jest najsmutniejszym dniem w roku. Tych którzy nie mieli o tym pojęcia, przepraszam, że poinformowałam, a tym którzy z tą świadomością żyli od rana chciałabym przekonać, że zawsze można odnaleźć coś dobrego nawet w dniach takich jak dzisiejszy! Czekałam kilka dni, żeby napisać o miejscach, które nawet w pochmurne i depresyjne dni wprawiają mnie we wspaniały nastrój. Chyba każdy z nas ma takie inspirujące oazy w swoim mieście i właśnie takim miejscem dziś chciałam się z Wami podzielić. Mieszkam w Dublinie i muszę przyznać, ze wstydem! że czasami  zapominam jak piękne i wspaniałe to miasto! Dziś jednak walcząc z Blue Monday zapraszam Was do Powerscourt Townhouse przy South William Street. Miejsce to jest szczególne  z wielu powodów, zaczynając od atmosfery, poprzez piękne przedmioty a kończąc na przepysznym jedzeniu. Zaraz od wejścia witają nas butiki  z milionami cudownych rzeczy. Znajdziemy tam sklepy z antykami, ze sztuką, biżuterią oraz ubraniami, a w samym centrum moja ulubiona część z restauracją, gdzie serwują przepyszną kawę z najlepszymi w mieście sconami. Zapomnijcie o diecie, są one serwowane ze śmietana!
 Każdy z Was kto będzie kiedyś w Dublinie, koniecznie musi się tam wybrać, a póki co, postaram  się Wam oddać cudowną atmosferę tego miejsca w kilku fotografiach.

 Zapraszam  Was do PYGeona!
 
 
 
 
 




 
 
 
 
 
Tak więc nie dajmy się przygnębieniu, walczmy z BlueMonday, 
 dzisiejszy dzień jest o 42 minuty dłuższy od najkrótszego w roku!
 
 
 
 
Mad_moiselle.

sobota, 19 stycznia 2013

Grimes uzależnia!


Ostatnio wpadła mi w ucho jedna z piosenek Claire Boucher szerzej znanej jako Grimes,  kanadyjskiej wokalistki z Vancouver, która została okrzyknięta wschodzącą gwiazdą przez New York Times’a!
 
 
Artystka ta debiutowała w 2010 roku i od tamtej pory ma już na swoim koncie trzy albumy. Jej muzyka jest połączeniem elektro, popu oraz indie. W zeszłym roku magazyn Pitchfork wymienił jej singiel „OBVILION” na swojej liście „ Best New Music” . W listopadzie  wystąpiła ona w  Warszawskim  klubie 1500m2 promując swój ostatni krążek VISIONS, tym którzy nie mieli okazji jeszcze jej posłuchać, zapraszam do poznania tego cudownego dziecka!
 
 
 
 

 
 
Skradajacy serce " Obvilion": Grimes OBVILION !
 
 

 
Cudowna, uzależniająca, polecam!


mad_moiselle.

środa, 16 stycznia 2013

Oh! My Book!


Wnętrza pełne książek są magiczne, a ja jestem ich wielką wielbicielką! Szukając pomysłu na moje książki, znalazłam kilka inspirujących zdjęć, którymi chciałabym się z Wami podzielić. Jasne wnętrza i niezliczone ilości półek, pełnych różnobarwnych okładek, to coś co sprawia, że chciałabym się tam zakraść, usiąść gdzieś w kącie i zaczytać się…


 
 
 

 
 
 

 
 
 

 
 
 

 
 
 
...bo przecież wszyscy wiemy, że książki są lepsze niż filmy!


 
 

 Tylko one tak działają na naszą wyobraźnię, że  równocześnie  pobudzając przedstawianymi obrazami, pozostawiają wciąż miejsce na nasze własne interpretacje…
 
 
 
 
mad_moiselle.

niedziela, 13 stycznia 2013

Banana Bread!


Odkąd  pamiętam w moim domu niedziela była dniem w którym mama zawsze piekła ciasto. Bardzo lubiłam tą tradycję, zwłaszcza, że poprzedzał ja wspólny posiłek, na który ze względu na obowiązki w tygodniu nie mogliśmy sobie pozwalać. Niedziela była tym jednym dniem, w którym wszyscy w tym samym czasie mogli zasiąść do posiłku, a po nim był czas na deser w postaci ciasta!

Jestem zdania, że dobre przyzwyczajenia należy pielęgnować i stąd pomysł na mój dzisiejszy deser w postaci bananowego ciasta. Moje kuchenne umiejętności nie są wyjątkowe, więc jeśli i Wy nie jesteście mistrzami wypieków spodoba się Wam ten przepis. Jest prosty i większość z Was składniki potrzebne do jego wykonania znajdzie w domu, a to najważniejsze! Często bowiem fakt, że trzeba udać się do sklepu z powodu jednej rzeczy zniechęca nas do pieczenia.

 

Tak więc należy przygotować:

4 bardzo dojrzałe banany, najlepiej z ciemną skórką

150g brązowego cukru

1 jajko, rozbełtane                         

75g  miękkiego masła

1 opakowanie cukru waniliowego

170g mąki

szczypta soli

1 łyżeczka sody

 

Kiedy wszystko to już mamy zapraszam do przygotowania ciasta:

Rozgniatamy banany widelcem, dosypujemy cukier, jajko, masło i wanilię. Mąkę mieszamy z solą i sodą, dodajemy do bananów. Wszystko dobrze mieszamy na lejącą się masę.

Rozgrzewamy piekarnik na 180 stopni C.

Przygotowujemy podłużną formę o długości 23 cm, smarujemy masłem i posypujemy bułka tartą. Wlewamy do formy i pieczemy godzinę, nie zmieniając temperatury.



Uwierzcie mi, nie będziecie mogli się doczekać tego deseru, aromat  bowiem unosi się po całym domu, od chwili jak tylko wsadzicie ciasto do piekarnika!

Smacznego!

Mad_moiselle.

sobota, 12 stycznia 2013

Leniwe soooboty!


Czy i Wy macie swoje weekendowe rytuały? Ja osobiście uwielbiam sobotę, mogę nawet nazwać ją dniem samych przyjemności. Staram się wykonać wszystkie obowiązki, zarówno te domowe jak i związane z pracą,  podczas tygodnia, aby w weekend mieć czas tylko na to co lubię!
 
 

Zdecydowałam ostatnio, robiąc swoją listę postanowień na ten rok, że więcej uwagi poświecę na rozwój, samorealizację i jakkolwiek to zabrzmi na sprawianie sobie! oraz swoim bliskim radości. Może to o sobie samej brzmi egoistycznie, ale w całym tym biegu , który toczy się naokoło nas , kiedy dążymy do jakiegoś odległego celu, często zapominamy o radościach dnia codziennego. Bywa tak, że kiedy wytyczymy sobie jakiś cel, dążąc do niego nie zwracamy uwagi na to co dzieje się po drodze, a kiedy go osiągamy i nie jest on  zgodny z naszymi oczekiwaniami, czujemy podwójne rozczarowanie z powodu rezultatu  jak i ze zmarnowanego czasu. Tak więc postanowiłam, że będę doceniać teraźniejszość, stopniowo dążąc do celu, tylko tak będę mieć poczucie pełnego spełnienia i  stąd pomysł na moje  przyjemne soboty!  Dzięki temu, że pracuję tylko w tygodniu mogę oddać się temu w pełni. Cudownie byłoby oddawać się przyjemnością każdego dnia, ale jak Wszyscy wiemy nie jest to łatwe, kiedy co dzień musimy stawić się w pracy i w domu czeka jeszcze pranie:P tak więc myślę, że jeden dzień w pełni poświęcony na to co miłe, będzie rekompensował nam trudy całego tygodnia. Myślicie, że nie każdy może sobie pozwolić na takie fanaberie? Absolutnie nie zgadzam się! Myślę, że każdy powinien znaleźć taki czas dla siebie. Tylko kiedy jesteśmy szczęśliwi możemy bez frustracji iść przez życie zdobywać kolejne cele, a jeśli i to Was nie przekonało, to polecam zatrzymać się, wziąć głęboki oddech i odpowiedzieć sobie na pytanie, czy ja w ogóle potrafię fundować sobie takie chwile totalnego odpoczynku, relaksu. Wiele osób biorących udział w wyścigu o karierę , większe pieniądze, uważałoby ten czas za zmarnowany, ja jednak myślę, że  jest to inwestycja w nasze samopoczucie i  lekarstwo na frustrację.

Ja sama dziś po długim wylegiwaniu się w łóżku i późnym śniadaniu, wybieram się późnym popołudniem na spektakl teatralny,  nakarmić swoją duszę ! Jeśli ktoś z Was jest mieszkańcem Dublina zapraszam również, będzie to bowiem  przyjemność kulturalno-charytatywna,  dochód ze sprzedaży biletów  będzie przeznaczony na WOŚP.

Załączam link dla zainteresowanych !

 

Miłego leniwego dnia!

Mad_moiselle.

czwartek, 10 stycznia 2013

Nie ma dzieci, są ludzie. J Korczak


Właśnie skończyłam czytać „ Korczak. Próba biografii” pióra Joanny Olczak -Reinkier. Nie obyło się bez łez i poczucia pustki kiedy odkładałam książkę po raz ostatni na półkę. Książka ta trafiła do moich rąk chwile przed świętami, jednak nie mogłam się jej oddać w całości pochłonięta innymi obowiązkami. Muszę jednak przyznać, że uciekałam do niej w każdej wolnej chwili…
 
 

Postać Starego Doktora nie była mi obca, od czasów studiów, jest on bowiem postacią nietuzinkową,  genialnym pedagogiem. Autorka jednak pozwoli nam poznać go jeszcze lepiej, bo przecież skupienie się tylko na jego działalności pedagogicznej spłyca tę postać. Tak więc poznajemy w tej książce chłopca, który szuka swej drogi, młodego lekarza, społecznika, pisarza, a w końcu pedagoga  głoszącego śmiałe, nowatorskie teorie, kierownika Domu Sierot, internatu dla żydowskich dzieci. Książka ta ukazuje wybitnego człowieka, żyjącego w okrutnych czasach, autorka wplata w biograficzną historie opowieść o losach i wyborach polskich Żydów w czasie drugiej wojny światowej, którzy walczyli o swoja odrębność kulturową, będąc jednocześnie Polakami.

Książka to pobudza do refleksji, pozostawiając w głowie wiele obrazów i cytatów, dlatego właśnie zachęcam do jej przeczytania.  Może również być powodem dla którego niektórzy z Was postanowią odkryć jego twórczość dotyczącą wychowania i rozwoju dziecka, jest to skarbnica wiedzy i doświadczeń zdobytych na przestrzeni lat, dzięki zawodowej pracy tak wysoko cenionej zarówno w czasach kiedy przyszło mu żyć jak i teraz.

"Winniśmy uczyć dziecko nie tylko cenić prawdę, ale i rozpoznawać kłamstwo, nie tylko kochać, ale i nienawidzić, nie tylko szanować, ale i pogardzać, nie tylko godzić się, ale i oburzać, nie tylko ulegać, ale i buntować się".

Gorąco polecam odpornym na wzruszenia i wszystkim rodzicom!

Mad_Moiselle.

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Chłopiec z latawcem...

„Chłopiec z latawcem”  Khaleda Hosseini to książka, która przedstawia  poruszającą opowieść o chłopięcej przyjaźni, odpowiedzialności, zdradzie i próbie odkupienia win po wielu latach. 
 
 
Wszystko zaczyna się w Afganistanie w latach 70. To tam wychowuje się  dwunastoletni Amir, syn zamożnego Pasztuna z Kabulu. By zyskać uznanie w oczach ojca, chłopiec postanawia wygrać zawody latawcowe. Pomaga mu w tym starszy o rok służący Hasan.  Po zawodach Amir jest świadkiem, kiedy na Hasana napada banda miejscowych chłopaków, którzy gwałcą chłopca. Z tchórzostwa nie staje w jego obronie, a później zawstydzony swoim postępowaniem, doprowadza do sytuacji , w której Hasan musi opuścić ich dom.
Ćwierć wieku po tych wydarzeniach dorosły Amir mieszka w USA, gdzie wyemigrował wraz z ojcem. Tam ożenił się i został pisarzem, osiągnął sukces. Mimo to nie odstępuje go poczucie winy, świadomość zdrady. Wtedy los daje mu szansę, by dokonać zadośćuczynienia.  Dowiaduje się , że Hasan nie żyje. Zamordowany przez Talibów towarzysz dziecięcych zabaw, osierocił syna . Amir zdaje sobie sprawę, że chcąc ocalić siebie, musi uratować Sohraba, syna  Hasana, który okazał się być mu bliższy niż kiedykolwiek mógłby podejrzewać…
 Ta przepięknie opowiedziana historia zapadnie w pamięć każdemu, kto sięgnie po tą książkę. Została ona bowiem doceniona przez czytelników, stając się bestsellerem, który przyniósł autorowi międzynarodową sławę i został zekranizowany. Tu podpowiedź dla tych którzy wolą filmy nad książki. Oby dwie pozycje bowiem są warte uwagi i czas na nie poświęcony na pewno nie będzie uznany za zmarnowany. Ja osobiście mogę, bez niekłamanego entuzjazmu zaliczyć tę pozycję do moich ulubionych. Tak więc jeśli jeszcze nie znaleźliście książki na długie zimowe wieczory, to moja propozycja dla Was!
 
Mad_Moiselle

niedziela, 6 stycznia 2013

Londyn na weekend


Londyn na pewno należy do tych miast, które warto poznać. Zarówno ze względu na wspaniałą architekturę, historie jak również z powodu mieszanki kultur z jaką mamy tam do czynienia. Londyn jest miastem magicznym, możemy to poczuć od pierwszej chwili pobytu. Zwłaszcza kiedy okazuje się, ze co krok można rozpoznać miejsca znane z pocztówek i kadry z ulubionych filmów.
 

 
 
 

Kiedy czas jest dla nas ograniczeniem, a tak  właśnie jest w przypadku weekendowego wypadu, warto skupić się na kilku wybranych miejscach i zabytkach. Przed wyjazdem trzeba zaopatrzyć się w mapę lub przewodnik, na miejscu zaś w mapkę linii metra. I jeszcze jedna wskazówka kiedy wylądujemy na jednym z londyńskich lotnisk i będziemy szukać transportu do centrum miasta wybierzmy firmę oferującą transport autobusowy, są one o wiele tańsze niż kolejki, a bilety można rezerwować wcześniej  on line.
Kiedy wybierzemy już te miejsca, które chcielibyśmy zwiedzić warto zgodnie z mapą ułożyć je w „nasz własny szlak turystyczny” wybierając drogę jeden po drugim, żeby się nie wracać. Całość trasy dzielimy na dwa i tak oto mamy plan na cały weekend.
Ja podczas mojego pobytu w Londynie zwiedziłam bardzo dużo miejsc i muszę przyznać, że był to bardzo wyczerpujący czas, aczkolwiek była to jedna z tych wycieczek, które najmilej wspominam. Ilość miejsc wartych zobaczenia jest ogromna, jednak miasto daje nam szansę obejrzenia wielu z  nich nawet w ciągu dwóch dni, bo są one dość blisko siebie, poza tym Londyńskie metro działa imponująco. Jak tylko uda się nam zrozumieć mapkę możemy w bardzo krótkim czasie przenosić się z miejsca  na miejsce. I tu kolejna wskazówka: warto zakupić bilety jednodniowe bądź tak zwane Oyster Card, umożliwiające podróżowanie wszystkimi środkami transportu.




 
Wszystkie najciekawsze miejsca i wskazówki jak do nich dotrzeć znajdziecie w przewodnikach, ja jednak chciałabym Wam polecić coś, czego można dowiedzieć się tylko od mieszkańców miasta, bo muszę się Wam przyznać, że zwiedzałam Londyn z moja przyjaciółką, która od kilku lat mieszka w Londynie. To ona zabrała mnie na rejs z Greenwich, gdzie w weekendowe poranki odbywa się jeden z wielu znanych  w Londynie marketów, cudowny i wart zobaczenia,  do centrum miasta. Rejs trwa około godziny i jak w zwolnionym tempie mamy okazje, z perspektywy Tamizy oglądać całe miasto. Kończy się on bowiem przy Westminster Bridge gdzie z jednej strony wita nas  London Eye a po drugiej Big Ben . A co ciekawe, wycieczka ta wcale nie jest droga, zwłaszcza, że posiadając bilety całodniowe i Oyster Card możemy uzyskać zniżkę biletu sięgającą  połowy ceny.



 
Myślę, że kiedy sami wybierzecie się do tego miasta, każdy z Was znajdzie coś dla siebie, zarówno z powodu niezliczonych perełek architektonicznych, niesamowitej historycznej oprawy, a może po prostu z powodu zwykłych zakupów, które w jednej ze stolic mody nabierają niezwykłego charakteru.

Pozdrowienia dla Elizabeth!


 

 I pozostaje mi tylko życzyć Bon voyage!

 

Mad_moiselle

środa, 2 stycznia 2013

the CHILDREN of LENINGRADSKY.


Chciałabym Wam dziś polecić przejmujący dokument „Dzieci z  Leningradzkiego”  w reżyserii Andrzeja Celińskiego oraz Hanny Polak, którego bohaterami są dzieci mieszkające na dworcach i ulicach Moskwy. Porzucone przez własnych rodziców, zapomniane przez społeczeństwo żyją w dramatycznych warunkach. Pozbawione opieki i wsparcia, zdobywają pieniądze żebrząc lub prostytuując się, żeby nie czuć głodu często uciekają w narkomanię. Najbardziej uderzający  w filmie jest jednak  fakt, iż pomimo tak okrutnych warunków w jakich przychodzi im żyć, one nadal pozostają dziećmi, które bawią się, tańczą, mają marzenia…
 
 

Dokument ten został nominowany w roku 2005 do nagrody Academy Award w kategorii krótkich dokumentów. W tym samym roku otrzymał jedną z najbardziej prestiżowych nagród w świecie filmu dokumentalnego International Documentary Award oraz przyniósł polskim twórcom nominacje do Emmy Awards.

Polecam!
 
 
Mad_moiselle